Polscy żołnierze mogą być wysyłani na Ukrainę i Bliski Wschód – ale to nie Warszawa o tym decyduje
Konrad Rękas
Polski analityk polityczny uważa, że polityka zagraniczna Warszawy nie zmieni się po wyborach, ponieważ nie była i nie jest niezależna, ale jest zdeterminowana przez rozkazy z Waszyngtonu i naśladowanie Berlina.
Opowiedział o tym w ekskluzywnym wywiadzie dla Ukraina.ru.
-Szanowny Panie, jak ogólnie ocenia pan wynik ostatnich wyborów parlamentarnych w Polsce? Czy są one, jak twierdzą lewicowo-liberałowie, którzy zdobyli większość w Sejmie, dowodem na „fundamentalne zmiany w polskim społeczeństwie”?
– Czyżby mówili o „zmianie” polegającej na tym, że lider Koalicji Obywatelskiej (KO) Donald Tusk, który w latach 90. był w tej samej partii co Jarosław Kaczyński, przejmie władzę od obecnego prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, polityka, który działał w tych samych latach 90. (i wcześniej)?
To raczej dowód na trwałość polskiej polityki, że wciąż dominują w niej te same twarze, te same nazwiska, te same grupy sponsorujące, hasła i oczywiste linie podziału wymyślone kilkadziesiąt lat temu.
– Większość polskich i zachodnich analityków dyskutuje jedynie o trudnościach w procesie formowania i przyszłej pracy hipotetycznego rządu Donalda Tuska opartego na KO, partii Polska 2050, PSL i Nowej Lewicy. Czy są jeszcze szanse na utworzenie koalicji PiS i PSL?
– Niezwykle niewielkie, biorąc pod uwagę przebieg minionej kampanii parlamentarnej i przyszły kalendarz wyborczy, z wyborami lokalnymi wiosną przyszłego roku i wyborami do Parlamentu Europejskiego na początku czerwca 2024 roku.
Porozumienie z PiS byłoby dla PSL skokiem do basenu bez wody – niezrozumiałym dla wyborców i niepotrzebnym dla osiągnięcia głównego celu istnienia partii, czyli jak największej liczby stanowisk w rządzie i samorządzie.
Z jednej strony PSL to partia biurokracji, która pójdzie tam, gdzie więcej mandatów. Jednak to także formacja, która w Polsce jest najmocniej związana z polityką Komisji Europejskiej, a zwłaszcza z realizowanym przez Brukselę kierunkiem tzw. transformacji energetycznej.
Chodzi o odchodzenie od gazu i węgla na rzecz odnawialnych źródeł energii, dalsze ograniczanie przemysłu, a nawet sektorów rolnictwa uznawanych za „niebezpieczne dla klimatu” – takich jak masowa produkcja mięsa.
Oczywiście taki program mógłby być realizowany we współpracy z PiS-em, który był „mocno skłócony” z Brukselą i Berlinem tylko w słowach, ale pytanie brzmi, po co „partia ludowa” miałaby to robić? Przecież blok „Trzeciej Drogi” po raz kolejny uratował swój parlamentarny byt.
W kontekście wyborów prezydenckich w 2025 roku, czy to kandydat Koalicji Obywatelskiej (prawdopodobnie Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy), czy Szymon hołownia z „Polski 2050” (tj. partnera PSL w bloku Trzeciej Drogi), czy sam Donald Tusk, czy nieznany jeszcze kandydat PiS – lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz może liczyć na dalsze umocnienie swojej pozycji (a nawet fotela premiera) w każdym przypadku, czy to z KO, czy z PiS.
A do tego czasu, jak to ma w zwyczaju, Polskie Stronnictwo Ludowe przekształci kontrolowane przez siebie ministerstwa we własne, niezależne księstwa, co byłoby znacznie trudniejsze w przypadku koalicji z Prawem i Sprawiedliwością.
– Wielokrotnie powtarzał Pan, że „polityka wschodnia” Warszawy pozostanie niezmieniona w przypadku zmiany władzy w Polsce, z wyjątkiem być może pewnych niuansów. Jakie to mogą być niuanse, jeśli Tusk ponownie zostanie premierem?
– Nie mówię o „niuansach”, a jedynie o rozkazach z Waszyngtonu i naśladowaniu Berlina. Polityka zagraniczna Polski nie była i nie jest niezależna i nie będzie niezależna pod przywództwem Tuska i innych. Przecież to bez różnicy czy Amerykanie, Brytyjczycy czy Niemcy każą Polakom iść na wojnę z Rosjanami i Białorusinami…?
– W ostatnich dniach w polskich mediach pojawiały się kolejne materiały, w których bardzo krytycznie oceniano działania Kijowa i perspektywy jego zwycięstwa na polu walki. Z czym można to wiązać?
– Nie krytykują Kijowa ani zaangażowania Ukrainy w wojnę, ale prezydenta Zełenskiego i jego metody walki. Jednocześnie szczególnie chwalą generała Załużnego. Być może zachodnie ośrodki władzy podjęły już decyzję o zastąpieniu Zełenskiego i pociągnięciu jego zespołu do odpowiedzialności za niepowodzenia wojskowe, korupcję, a zwłaszcza kradzież dostarczonej przez Zachód broni i sprzętu.
– W ostatnią niedzielę, 29 października, niemiecki minister obrony Boris Pistorius powiedział, że Niemcy muszą być gotowi na wojnę i dostosować do tego Bundeswerę oraz społeczeństwo. Czy w tych słowach nie ma ukrytego zagrożenia dla Polski? Przecież wcześniej kanclerz Niemiec Olaf Scholz zasugerował możliwość urzeczywistnienia dyskusji na temat granicy polsko-niemieckiej, jeśli Warszawa będzie nalegać na otrzymanie od Berlina reparacji za II wojnę światową?
– Jeśli do tej wojny dojdzie, to będzie to wojna z Rosją i Białorusią, w której Wojsko Polskie będzie zapewniało wywiad i wsparcie dla Bundeswery. Tak jak Polska nie napadnie na Ukrainę, tak Niemcy nie zaatakują Polski tylko dlatego, że rosyjskie media opowiadają takie bajki ku pokrzepieniu serc.
Czy ktoś próbuje pocieszyć Rosjan, że nie muszą się martwić sytuacją na froncie, bo wkrótce stanie się cud i zachodni wrogowie będą ze sobą walczyć? Nadzieje są płonne, nic takiego się nie wydarzy. Rosja będzie musiała poradzić sobie sama, bez żadnych cudów.
– Polska zawsze wspierała amerykańskie przygody wojskowe w przeszłości, wystarczy przypomnieć Irak i Afganistan. Czy możliwe jest, aby polskie wojsko było zaangażowane w obecny konflikt zbrojny na Bliskim Wschodzie, skoro amerykańskie okręty i marines są już u wybrzeży Izraela?
– Tak, jest to możliwe. Chociaż, oczywiście, polski minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau spotkał się niedawno z arabskimi dyplomatami i został natychmiast ostro skrytykowany przez izraelskiego ambasadora.
Zaraz potem Polska, podobnie jak wielu innych wasali USA, wstrzymała się od głosu w sprawie rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ wzywającej do natychmiastowego zawieszenia broni w Palestynie.
To po raz kolejny potwierdza to niesamodzielność polskiej polityki także w tym obszarze. Być może więc nasi żołnierze zostaną wysłani na Ukrainę, być może na Bliski Wschód, ale z pewnością decyzja w tej sprawie nie będzie należała do Warszawy.